Każdy rodzic chce, by jego dziecko odnosiło w szkole same sukcesy. Niestety nie każde dziecko łatwo przyswaja wiedzę. To całkiem naturalne, że większość miewa problemy z nauką. Oczywiście wszyscy rodzice chcą dla swoich dzieci jak najlepiej, dlatego, widząc, że dziecko nie radzi sobie w szkole, zrobiliby wszystko, żeby mu pomóc. Ale czy możemy odnieść lepsze efekty niż nauczyciele, którzy przecież powinni być specjalistami we wtłaczaniu wiedzy do uczniowskich głów? Tak, możemy, bo nauczyciel musi uczyć całą klasę i nie może poświęcić naszemu dziecku tyle czasu, ile my jesteśmy w stanie. Ale jak się do tego zabrać? W jaki sposób pomagać dziecku w nauce?
1. Nie wyręczaj dziecka!
Zanim przejdziemy do tego, co robić, musimy sobie powiedzieć jasno, czego robić nie należy. A nie należy dziecka wyręczać. Nie rozwiązuj za nie zadań, bo to donikąd nie prowadzi. Przyjdą następne zadania i dziecko znów będzie miało z nimi kłopoty.
Wyręczanie dziecka w jego szkolnych obowiązkach to doraźne działanie, które nie poprawi w żaden sposób jego sytuacji. Zamiast na przykład rozwiązywać jego zadanie z matematyki, postaraj się tak mu wszystko wytłumaczyć, by nauczyło się metody rozwiązywania zadań tego typu. To właśnie jest działanie długofalowe. Ale przekazywanie wiedzy nie jest wcale łatwe. Jak więc to robić?
2. Zadbaj o warunki do nauki
Może dziecko nie ma w domu odpowiednich warunków, żeby się uczyć? Stwórz mu jego własny kąt, z biurkiem, lampą, wygodnym krzesłem.
Specjaliści przekonują też, że w nauce pomaga odpowiednia organizacja czasu pracy i najlepiej mieć wyznaczoną stałą porę na naukę. Osobiście nie wydaje mi się to jednak idealnym rozwiązaniem. Można sobie w życiu ustalać różne sztywne ramy, ale to nie znaczy, że życie się do nich dostosuje.
Nie liczmy na to. Raz nauki będzie więcej, innym razem mniej – to naturalne. Raz dziecko będzie miało całą furę pracy domowej, a kiedy indziej tylko jedno czy dwa małe zadania. Dlatego zamiast odgórnie narzuconego dziennego czasu na naukę, radziłbym dostosowywać go do aktualnej sytuacji.
3. Twórz skojarzenia
Myślisz sobie: „Ale jak mam pomóc mojemu Jaśkowi przyswoić tę całą wiedzę, skoro jego nauczycielce się to nie udało”? Niby tak, tylko że nauczyciele najczęściej podają po prostu suche fakty – a takie łatwo ulatują z młodej głowy. Dużo lepiej przyswaja się i utrwala informacje, które budzą wyraziste skojarzenia. Widzisz, sęk w tym, że znasz swoje dziecko lepiej niż nauczyciele i przypuszczalnie lepiej wiesz też, jakiego rodzaju skojarzenia najbardziej utkwią mu w pamięci.
Umysł zapamiętuje bowiem to, co ciekawe, odmienne, emocjonujące. Spróbuj więc te szkolne suche fakty odnieść jakoś do codziennego życia dziecka i jego zainteresowań.
Dobrą metodą są też na przykład rymowanki pozwalające utrwalić pewne informacje (takie jak klasyczne „-uje się nie kreskuje”).
Każde skojarzenie, które pomoże dziecku lepiej zapamiętać, jest dobre, choćby było nie wiadomo jak dziwaczne. Te dziwaczne zresztą są nawet lepsze, bo tym wyraziściej zaznaczają się w pamięci. A skojarzyć można na tej zasadzie prawie wszystko. Za moich szkolnych lat na przykład ja i koledzy pamiętaliśmy, że skrót potasu na tablicy Mendelejewa to K, kojarząc to z pewnym kolegą o nazwisku Kotas. Taki ot, drobny przykład z życia, żeby ci pokazać, że to naprawdę działa.
Możesz też zachęcić dziecko, by budowało własne skojarzenia – może je sobie nawet rozrysowywać w postaci mapki pamięciowej. To o tyle dobry pomysł, że w ten sposób, zamiast uczyć je szkolnej wiedzy, nauczysz je, jak się uczyć – a to dużo ważniejsze, bo gdy opanuje tę sztukę, zniknie spora część jego szkolnych problemów. A poza tym się usamodzielni.
O to właśnie chodzi, byśmy nie trzymali ciągle dziecka za rękę. Niech wie, że jesteśmy blisko i że zawsze może zwrócić się do nas o pomoc, ale nie możemy stać nad nim zawsze i dyktować rozwiązania szkolnych zadań. Pokażmy mu pomocne metody uczenia się. A jeśli już naprawdę nie będzie dawać sobie rady z jakimś zadaniem, pomóżmy, ale nawet wtedy nie podawajmy dziecku rozwiązania na tacy, lecz starajmy się wytłumaczyć i naprowadzić je na właściwy trop.
I nie zrażajmy się, ani tym bardziej nie załamujmy rąk nad naszym dzieckiem, jeżeli mimo naszych starań wciąż nie jest orłem. To wcale nie znaczy, że jest mniej pojętne od rówieśników (i pod żadnym pozorem nie próbujmy wejść mu na ambicję, porównując z kolegami i koleżankami, bo tylko pogorszymy sprawę). Potrzebuje tylko więcej czasu i uwagi. Uzbrójmy się więc w cierpliwość – czasem może to być dla nas trudne, ale w dalszej perspektywie na pewno przyniesie w końcu rezultaty.